Czwartek, 21 listopada 2024

Twarogi to naprawdę specjalizacja polska

2015-09-07 14:55:45 (ost. akt: 2015-09-07 14:59:17)
Rolnicy zebrali praktycznie tylko jeden pokos o dobrych parametrach. Jego właściwe oznakowanie i dodawanie do dawek pokarmowych będzie poprawiało parametry mleka, ale to za mało aby rolnicy mogli spać spokojnie.

Rolnicy zebrali praktycznie tylko jeden pokos o dobrych parametrach. Jego właściwe oznakowanie i dodawanie do dawek pokarmowych będzie poprawiało parametry mleka, ale to za mało aby rolnicy mogli spać spokojnie.

Autor zdjęcia: Anna Uranowska

Podziel się:

Z Przemysławem Sowul, prezesem firmy nasiennej z Biskupca i wiceprezesem Warmińsko-Mazurskiego Związku Pracodawców Prywatnych Lewiatan rozmawiamy o produkcie regionalnym jakim mogą być mleko i twarogi z Warmii i Mazur, o zmianie klimatu i braku wody, o odpowiedzialności i świadomości polskich rolników i o tym kiedy przyspieszać, a kiedy mądrze zwalniać.

— Czy obecna sytuacja w produkcji mleka jest zaskoczeniem dla Pana?


— To co mówiłem 5 lat temu na temat kryzysu w rolnictwie, nadmiernych inwestycjach w sprzęt, dzisiaj się potwierdziło. Zachowanie zdrowego rozsądku to podstawa. Ceny obecnie spadły i ekonomiści mówią, że nie wzrosną dopóki notowania ropy nie wrócą przynajmniej do ceny 90 dolarów za baryłkę, a może to długo potrwać. Rolnicy dzisiaj dostają informacje, że należy ograniczyć produkcję. Ponieważ nie ma zbytu na mleko a ceny w Azji załamały się, trzeba myśleć teraz o przestawieniu się na produkcję mięsa wołowego. To są ludzkie dramaty. A było tak pędzić? Nieudolność doradców w tym również bankowych, którzy zakładali w biznesplanach, że mleko będzie zawsze po 1,60 złotych za litr, a dzisiaj średnio jest za 1,20 a nie którzy rolnicy dostają 90 groszy, jak i brak wyobraźni u producentów mleka do tego dzisiaj doprowadziły. Sytuacja może być jeszcze trudniejsza bo wielu rolników ma do rozliczenia kary za mleko. To musi być nauczka dla wszystkich. Ścigać się mogą uniwersytety, laboratoria i instytuty badawcze, a nie rolnicy, bo ceną za wyścig może być utrata płynności finansowej i bankructwo.

— Czy nawet podczas suszy można utrzymać produkcje mleka dobrej jakości?


— Jest to bardzo trudne. Mamy suszę i rolnikom brakuje pasz objętościowych. Standardowa bela sianokiszonki kosztowała w zeszłym roku 70 zł a obecnie 200 zł i cena rośnie. Rolnicy zebrali praktycznie tylko jeden pokos o dobrych parametrach. Jego właściwe oznakowanie i dodawanie do dawek pokarmowych będzie poprawiało jakość mleka, ale to za mało aby rolnicy mogli spać spokojnie.

W Stanach Zjednoczonych są badania, które określają, które firmy i którzy rolnicy przetrwają. To ci, którzy są doskonałymi obserwatorami i będą zwalniać kiedy wszystko przyspiesza oraz przyspieszać kiedy wszystko zwalnia

— Czy poza właściwym zagospodarowanie zebranych pokosów można zabezpieczyć się przed suszą?


— Na pewno schodowy system korzeniowy, który opracowaliśmy jest pomocny i jest rozwiązaniem tanim. W każdym rejonie, w którym istnieje zagrożenie okresową suszą a w szczególności w mieszankach traw wysiewanych przez producentów mleka, czy bydła mięsnego, powinien być wkomponowany schodowy system korzeniowy, który będzie oszczędzał, gromadził i właściwie wykorzystywał wodę. Oczywiście najważniejsze to kwestia nawożenia dolistnego, rzeczywistych melioracji i opadów deszczu, które u nas zaczęły zdarzać się tylko okresowo. Wodę trzeba bardzo mocno chronić. Również tę wodę, którą zużywa się w procesach technologicznych, czy przy produkcji mleka czy żywca.

Obserwujemy od dwóch lat, że fronty pogodowe, które były silnymi frontami, a przychodziły znad Atlantyku i zmieniały nam pogodę na wiele tygodni lub odwrotnie, przychodziły znad Syberii i przynosiły zmiany wpływające na praktycznie cały obszar Polski — dzisiaj zamierają. Te fronty robią się regionalne. To jest tak, że tu pada, tam nie pada, że tu mrozi, tam nie mrozi. Rolnicy mówią, że Pan Bóg nierówno dzieli. I my do końca nie rozumiemy tych zmian pogodowych, natomiast jesteśmy zmuszeni tak planować i tak prowadzić swoją produkcję, żeby wkalkulować takie zagrożenia klimatyczne w to co dzisiaj będziemy przygotowywali na polu. Dlatego tak ważny jest płodozmian oraz tak ważne jest zastosowanie odmian, które mają niski współczynnik wrażliwości na zmienność warunków pogodowych. W tym wypadku już nie tylko temperaturowych, bo jak widać zima nam się robi łagodniejsza.

— Czy rolnicy są na te zmiany przygotowani?


— Rolnicy popełnili ogromne błędy, których nie ustrzegli się nawet najlepsi. Wielu w zeszłym roku posiało oziminy stosunkowo wcześnie, bo pozwalała na to pogoda, zasiewy niestety zostały porażone przez choroby grzybowe. W Polsce część zasiewów jęczmienia ozimego później zaorano a plony tego, który pozostał są niesatysfakcjonujące. Najprawdopodobniej choroba ta przyjechała do nas z materiałem siewnym. Obserwujemy, że jednym z efektów jej działania jest karłowatość u roślin, która powoduje dramatyczny spadek plonów. Oprócz jęczmienia porażała też pszenice ozime a było to widać w szczególności w rejonach, gdzie brakowało opadów.

Czyli przy zmianach warunków pogodowych, jednak siewy pszenicy powinny odbywać się w granicach 15 września — 10 października, a nie 15 sierpnia, bo już też takie sytuacje się zdarzają. Do tej pory z uwagi na inny reżim technologiczny nie było tak silnych karłowatości. Siewy były późniejsze, inaczej rozmnażały się patogeny w roślinach i choroby nie występowały w takim nasileniu. Występowały najwyżej wskaźnikowo na niewielkim obszarze. Dzisiaj, ponieważ rolnicy na dużych areałach pozmieniali technologię, występujące choroby z łatwością przenoszą dalej mszyce i cała Polska jest narażona na straty w plonach. My naprawdę musimy mocno trzymać się technologii tradycyjnej, czyli tych reżimowych terminów siewu zbóż ozimych tak, jak uczyli nasi ojcowie i dziadowie.

— Mimo tego, że klimat się zmienił?


— Tak, w tej chwili tak. Jeżeli przejdziemy na całkowitą zmianę terminów, to wszyscy rolnicy zarówno ci, którzy dzisiaj zasieją wcześnie jak i późno, będą musieli używać jeszcze większej ilości chemii, ponieważ patogeny doskonale rozmnażają się w fazach wczesnych siewów i przechodzą na inne rośliny. Przechodzą z resztek pożniwnych, przechodzą z zagajników, niedojadów, niedokoszonych poboczy i w postaci przetrwalników tam zostają. Obserwujemy to w wielu gatunkach roślin i widzimy, że proces ten postępuje. W momencie kiedy otworzyliśmy granice po wejściu do Unii Europejskiej z łatwością wjeżdża do nas materiał siewny (często niekwalifikowany) z innych krajów, który przynosi stamtąd nie tylko dobre rzeczy. Musimy mieć tego świadomość, bo może również przynosić zagrożenie. Brak zdolności przewidywania jednego rolnika we wsi powoduje zagrożenia w całej okolicy. To nie są choroby kwarantannowe, mogą jednak wprowadzać ogromne zamieszanie. Na pewno w tym roku problem suszy i problem chorób grzybowych będzie oddziaływał na wielkość plonów kukurydzy i tego się nie ustrzeżemy. Dla ozimin mniejsze zagrożenie będzie, gdy siewy będą w terminach tradycyjnych niż w terminach przyspieszonych a okres spoczynku gleby powinien być wykorzystany na poplony.

— To w jaki sposób rolnik powinien chronić się? Czym kierować się przy wyborze odmiany, dostawcy?


— Przede wszystkim rolnik powinien mieć własną mądrość, dysponować przynajmniej podstawową wiedzą i korzystać z doradztwa zaufanych partnerów. Jesteśmy wdzięczni za to jak wiele technologia zachodnia w Polsce poprawiła. Musimy jednak mieć świadomość, że my mamy naprawdę inną strefę klimatyczną, która jeszcze jest w fazie ogromnych przemian. Niektóre pomysły, które przychodzą do nas są bardzo kosztochłonne i mogą wpływać na popsucie parametrów zarówno jakościowych jak i technologicznych zebranego ziarna, a nie na jego poprawę. Po prostu trzeba mieć swój rozum i bacznie się przyglądać. Jeżeli ktoś nam źle doradził i nie wziął tego czynnika, o którym teraz tu mówimy pod uwagę, a wręcz namawiał „róbcie tak, bo to jest wszystko idealnie” to takiego doradcę należy rozliczyć. Odpowiada ten doradca, ale również odpowiada firma, która go wysyła i powinna pilnować aby nie namawiał rolników do zbyt szybkiej jazdy drogą, która jest kręta i ma ograniczenia do 70 kilometrów na godzinę.
Musimy patrzeć dzisiaj na produkty regionalne jako na coś, co ma wyróżniać się nie tylko w Polsce, ale również w Europie.

— To co z rozwojem, z innowacjami w gospodarstwach rolnych?


— Innowacje, o których dzisiaj mówimy to nie mają być innowacje stricte technologiczne, sprzętowe, które są drogie a procesy amortyzacji długotrwałe i kosztochłonne. Innowacje to jest także sposób myślenia, ale proszę mi uwierzyć, że jeżeli rolnik próbuje być bardziej innowacyjny od uniwersytetu, czy też od instytutów badawczych, to rolnik ogromnie dużo ryzykuje. Na Warmii i Mazurach tak jak w całej Polsce są stacje badawcze Centralnego Ośrodka Badań Odmian Roślin Uprawnych. U nas to stacja doświadczalna we Wrócikowie i podległe jej zakłady doświadczalne w Rychlikach i Ruskiej Wsi. Trzeba się przyglądać temu co tam się dzieje. I to co jest tam stosowane to pewniak, który nam nic nie popsuje. Oczywiście może tak być, że nie będziemy najlepsi. Badania jednak udowodniły, że przetrwają nie ci rolnicy, którzy są najlepsi, dzisiaj. Przetrwają ci, którzy będą się w sposób zrównoważony rozwijać. Którzy będą co roku robić 5 kroków do przodu, a nie w tym roku robimy skok o 20, a w kolejnym roku pojawia się choroba i jesteśmy 5 do tyłu. A potem zmęczeni stratami nie mamy ochoty na dalszą pracę. Chęć do pracy i zaangażowanie są przecież najważniejsze i to jest udowodnione naukowo. Są badania w Stanach Zjednoczonych, które jasno określają, które firmy i którzy rolnicy przetrwają. I nie wcale ci, którzy są najbardziej innowacyjni w myśli technologicznej albo w genetycznej. To ci, którzy są doskonałymi obserwatorami i będą zwalniać kiedy wszystko przyspiesza oraz przyspieszać kiedy wszystko zwalnia. Ta odwrotność jest potrzebna aby dzisiaj rozwijać się w sposób racjonalny i zrównoważony.

— A jak przekłada się zrównoważenie rozwoju i innowacyjność na lokalną produkcję rolną?


— Dzisiaj bardzo dużo mówi się o produktach regionalnych. Tylko ta regionalizacja musi mieć strategię globalną. Oczywiście patrioci regionalni, mieszkańcy Warmii i Mazur z chęcią będą kupowali swoje produkty, ale to nie znaczy, że te produkty będą kupowali mieszkańcy Bawarii, Saksonii, czy Flandrii. My musimy dzisiaj patrzeć na produkty regionalne jako na coś, co ma wyróżniać się nie tylko w Polsce, ale również w Europie. Może się bowiem okazać, że nawet na Śląsku nikt nie będzie chciał kupować regionalnych produktów z Warmii i Mazur, bo wybierze te z Podlasia. I dzisiaj regionalizacja produkcji mleka, czy mięsa w aspekcie traw zaczyna być bardzo dostrzegana w szczególności, gdy cena mleka spada. Dlatego pożądane przez konsumentów substancje prozdrowotne jak witaminy, tokoferole, karotenoidy, kwasy omeg 3, czy też białka kazeinowe są dzisiaj wyróżnikiem jakości mleka. A nie każde mleko posiada takie cechy. Żeby stworzyć czynnik wyróżniający produkt regionalny trzeba zastosować określony reżim technologiczny. Taki wzorzec może stosować przetwórnia mleka po to, żeby wyróżnić swój twaróg na rynku, np. w Wiedniu. A tam spożywają bardzo dużo nabiału. W serach są dobrzy i potrafią je produkować nawet na dużych wysokościach w górach, ale np. w produkcji twarogów mocni nie są, bo twarogi to naprawdę specjalizacja polska.

Dzisiaj to kwestia jak Warmia i Mazury ma zdobyć rynek szwajcarski, bo tak na to trzeba patrzeć. Szwajcarzy są bogaci i jeżeli pokażemy, że nasze wyroby są wyjątkowe to będą je kupować. I prościej zrobić to w Szwajcarii niż w Wielkopolsce, która doskonale będzie konkurować z produktami z Warmii i Mazur, czy z produktami z północno-wschodniej Polski. Świat więc robi się nie tyle skomplikowany, globalny, ale również detaliczny. Czyli wymaga od nas bardzo wnikliwego myślenia i szczegółowej wiedzy. Minęły czasy, gdy udawało się podejmować decyzje na ośliniony palec podniesiony do góry „a idziemy w lewo”. Nie. Dzisiaj o tym muszą już decydować naprawdę szczegółowe parametry, które są przez nas oceniane i mamy do nich dostęp. Dzisiaj internet jest taką drogą postępu, ale trzeba mieć świadomość, że nie wszystkie dane są wiarygodnie. Powinniśmy zwracać większą uwagę na to, co robią ośrodki badawcze w regionie takie jak COBORU, takie jak Hodowla Roślin w Bartążku, takie jak Polska Akademia Nauk w Olsztynie, takie jak Instytut Innowacji Przemysłu Mleczarskiego w Mrągowie. To jednostki, które są w stanie pokazać, w którą stronę rolnik ma dzisiaj bezpiecznie podążać.

— Czy poza jakością rynek stawia przed producentami jeszcze inne wymagania?


— Skończyły się czasy, gdy Polska, a w szczególności Warmia i Mazury mogą konkurować tylko ceną. My musimy konkurować jakością przede wszystkim. Trzeba konkurować innowacją, ale tanią innowacją, czyli pomysłem. Trzeba konkurować swoją odpowiedzialnością społeczną, w tym swoją odpowiedzialnością proekologiczną. Już dzisiaj z racji kontaktów zagranicznych mamy zapytania o nasze surowce i produkty gotowe, ale pod kątem oszczędności CO2. Jeżeli będziemy w stanie ją wykazać to możemy dostać się na listę rekomendowanych dostawców. A jeśli nie, to listy te są dla nas niedostępne. Przedsiębiorcy, rolnicy nie zdają sobie z tego sprawy. Oni dzisiaj kalkulują np. zakładanie paneli fotowoltaicznych czy przydomowych elektrowni wiatrowych tylko ze względu na produkcję energii na potrzeby własne, ewentualnie na odsprzedaż do sieci. Nie moi drodzy. Bruksela szykuje nam system punktacyjny, który ma zmusić tych, którzy produkują i szkodzą środowisku do tego, aby produkowali i nie szkodzili środowisku albo produkować nie będą. Dziś mówi się o tym ,że produkty, które będą miały wykazany niekorzystny ślad węglowy (red. suma emisji gazów cieplarnianych) będą miały ograniczony dostęp do sieci handlowych. Odpowiedzialność społeczna gospodarstw rolnych, przedsiębiorców, czy nawet mieszańców musi rosnąć, bo takie będą wymagania i takie wymagania postawi przed nami świat.

— To jak się rozwijać?


— Regionalny wzrost PKB na Warmii i Mazur jest uzależniony nie tylko od popytu wewnętrznego, ale przede wszystkim od zbudowania spójnej strategii eksportowej. My produkujemy tutaj a wywozimy na Mazowsze, na Pomorze, na Śląsk, ale również do Słowacji, Węgier, Hiszpanii. Dzisiaj eksport i PKB regionalne wymaga rzetelnej oceny i my wszyscy w tym procesie powinniśmy uczestniczyć. Wpływ na rozwój mają między innymi regionalne specjalizacje, na które postawiło województwo. Budowanie świadomego społeczeństwa obywatelskiego wymaga od nas zaangażowania i współpracy z sołtysem, wójtem, burmistrzem czy prezydentem a nie narzekania. Współpraca taka powinna opierać się na zaufaniu, ale również i kontroli, bo urzędnicy wprowadzając nowe przepisy potrafią oderwać się od rzeczywistości i naszym obowiązkiem jest interweniować, jeśli dzieje się coś złego. To pozwala zachować równowagę i pilnować aby ludzie nie zapominali, że ten region, miasto czy kraj jest silny, który ma silną gospodarkę. Równie ważnym czynnikiem co gospodarka jest dobro środowiska i bioróżnorodność. O tym muszą pamiętać rolnicy i przedsiębiorcy na Warmii i Mazurach, tym bardziej, że to jest nasza przewaga konkurencyjna.
Roślina podczas suszy najpierw umiera z głodu, a nie z braku wody.

— Czy w tym produkcie regionalnym nasze środowisko może być też chronione?


— Wszystko zaczyna się od rolnika. Rolnik ma wpływ na wiele rzeczy zaczynając od zasobności próchnicy w glebie a kończąc na jakości wody w mazurskich jeziorach. Gospodarstwa nie powinny wykorzystywać sytuacji w walce o plon i przekraczać dawek nawozowych, bo znaczna część tych nawozów ląduje potem w jeziorach i rzekach. W przyszłości jak rolnik stosuje nawozy doskonale sprawdzą drony. A już dziś mamy ciekawą alternatywą dla nawozów granulowanych. To mniej inwazyjne dla środowiska nawozy dolistnie. W naszych warunkach przy wykorzystaniu wilgoci z jezior i mazurskich lasów, to właśnie te nawozy będą stanowiły podstawowe narzędzie do walki z suszą. Roślina podczas suszy najpierw umiera z głodu, a nie z braku wody, bo woda ta u nas występuje pod postacią pary wodnej, która rankiem przyjmuje postać rosy. Rolnik musi dbać o płodozmian i kondycje gleby. Nie można nadużywać gościnności środowiska, w którym żyjemy, a w szczególności jeśli to środowisko na Warmii i Mazurach ma być wyróżnikiem i naszą przewagą konkurencyjną. Żywność z Warmii i Mazur będzie wtedy sprzedawała się dobrze jeśli będziemy w stanie tworzyć regionalne produkty żywnościowe o wysokiej jakości. Należy popracować nad regionalnym reżimem technologicznym, który będzie ograniczał emisję CO2, oszczędzał wodę i mniej pozostawiał azotu w wodach powierzchniowych. Odpowiedzialność i właściwe postępowanie trzeba zacząć od siebie.

Anna Uranowska

Polub nas na Facebooku:

Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Dodaj komentarz Odśwież

Dodawaj komentarze jako zarejestrowany użytkownik - zaloguj się lub wejdź przez FB