Bez białka roślinnego nie ma produkcji zwierzęcej, ani nie da się wyprodukować mleka. Strona rządowa musi czynnie włączyć się we wdrażanie wyników badań, które były już prowadzone — mówi Rafał B. Banasiak, szef klastra Agroport.
— Stowarzyszenie Agroport obchodzi mały jubileusz. Co w tym czasie udało się osiągnąć?
— Jesteśmy klastrem, który działa lokalnie od pięciu lat i zrzesza 150 osób i podmiotów. Są wśród nich gospodarstwa rolne, ale i grupy producenckie jak na przykład Parol w Nowej Karczmie. Prowadzone są tam poletka doświadczalne, stale przez nas lustrowane. Wraz z profesorami Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu opiekujemy się tymi doświadczalnymi uprawami. Od pięciu lat uczestniczymy w programie badawczym "Polskie białko" pod auspicjami ministra rolnictwa. W ciągu pięciu lat udało nam się wypracować dużo w obszarze jakościowym, znormalizowaliśmy współpracę z przetwórcami roślin strączkowych i uzyskaliśmy wyższe ceny.
— Sukcesem jest zachęcenie tylu rolników do współpracy, a czy wasze działania przełożyły się na zwiększoną ilość upraw rodzimych roślin wysokobiałkowych?
— Na zwiększające się ilości upraw wpływa przede wszystkim opłacalność. My tej opłacalności szukamy na różnych płaszczyznach, na przykład poprzez reprodukcję dobrego, kwalifikowanego materiału siewnego. Ilość upraw roślin bobowatych między rokiem 2013 a 2015 podwoiła się. W tym czasie funkcjonowały dofinansowania do roślin wiążących azot.
Uprawa roślin bobowatych włączana była w dopłatę z tytułu zazielenienia, bo to są uprawy proekologiczne. Te rośliny wiążą azot z atmosfery, a nie z nawozów mineralnych.
Profesor Jerzy Szukała powiedział, że ilość nawozów azotowych produkowanych przez wszystkie fabryki na świecie i tak jest mniejsza niż azotu produkowanego przez rośliny. Mamy więc źródła azotu, tylko tego nie wykorzystujemy.
Jako Agroport chcielibyśmy to wykorzystywać, ale tłumaczy nam się, że nie dysponujemy taką dużą ilością jednorodnego towaru, aby zaspokoić potrzeby mieszalni pasz Dlatego od trzech lat rozwijamy nasiennictwo, czyli uprawę jednorodnego materiału siewnego.
Uprawa roślin bobowatych włączana była w dopłatę z tytułu zazielenienia, bo to są uprawy proekologiczne. Te rośliny wiążą azot z atmosfery, a nie z nawozów mineralnych.
Profesor Jerzy Szukała powiedział, że ilość nawozów azotowych produkowanych przez wszystkie fabryki na świecie i tak jest mniejsza niż azotu produkowanego przez rośliny. Mamy więc źródła azotu, tylko tego nie wykorzystujemy.
Jako Agroport chcielibyśmy to wykorzystywać, ale tłumaczy nam się, że nie dysponujemy taką dużą ilością jednorodnego towaru, aby zaspokoić potrzeby mieszalni pasz Dlatego od trzech lat rozwijamy nasiennictwo, czyli uprawę jednorodnego materiału siewnego.
— Czy chodzi o to, aby rolnicy z klastra uprawiali tę samą odmianę, a tym samym zwiększali ilość jednorodnego materiału dla mieszalni pasz?
— Tę samą odmianę lub grupę odmian, bo zwykle prowadzimy badania na trzech odmianach. Czasem jest tak, że jedna ma więcej składników antyżywieniowych, inna mniej. Chodzi więc o współpracę między samymi rolnikami, aby mieli dostęp do dobrego materiału siewnego oraz współpracę z odbiorcami, czyli mieszalniami pasz, żeby te mogły powiedzieć: "OK, ten materiał możemy brać na paszę i deklarujemy, że w ciągu roku weźmiemy tysiąc ton miesięcznie".
— Co na to odpowiednie ministerstwa?
— Bez produkcji białka roślinnego nie ma produkcji zwierzęcej, nie da się wyprodukować szklanki mleka, kilograma żywca, czy wytłoczyć oleju. Strona rządowa musi czynnie włączyć się we wdrażanie wyników badań, które były już prowadzone.
Zamiast tego na siłę wprowadza się... nowy projekt badawczy. Robi to Zespół do spraw Alternatywnych Źródeł Białka przy byłym już ministrze rolnictwa. Zespół stwierdził, że wyniki badań bobiku, łubinu, grochu są już znane, a teraz nie wdrażamy ich, tylko rozpoczynamy projekt na temat możliwości zwiększenia upraw soi. Tymczasem soja jest rośliną dnia długiego, więc w pewnych obszarach klimatycznych nie da się jej uprawiać.
Rozumiem że trzeba badać możliwości, ale przede wszystkim trzeba kłaść nacisk na wdrażanie roślin, które zostały przystosowane do wysokich plonów w naszym klimacie geograficznym. Trzeba zacząć ulepszać, zwiększać i kontrolować obrót roślinami wysokobiałkowymi pochodzącymi z rodzimych upraw.
— Bez produkcji białka roślinnego nie ma produkcji zwierzęcej, nie da się wyprodukować szklanki mleka, kilograma żywca, czy wytłoczyć oleju. Strona rządowa musi czynnie włączyć się we wdrażanie wyników badań, które były już prowadzone.
Zamiast tego na siłę wprowadza się... nowy projekt badawczy. Robi to Zespół do spraw Alternatywnych Źródeł Białka przy byłym już ministrze rolnictwa. Zespół stwierdził, że wyniki badań bobiku, łubinu, grochu są już znane, a teraz nie wdrażamy ich, tylko rozpoczynamy projekt na temat możliwości zwiększenia upraw soi. Tymczasem soja jest rośliną dnia długiego, więc w pewnych obszarach klimatycznych nie da się jej uprawiać.
Rozumiem że trzeba badać możliwości, ale przede wszystkim trzeba kłaść nacisk na wdrażanie roślin, które zostały przystosowane do wysokich plonów w naszym klimacie geograficznym. Trzeba zacząć ulepszać, zwiększać i kontrolować obrót roślinami wysokobiałkowymi pochodzącymi z rodzimych upraw.
— Co robi klaster Agroport, aby przekonać rządzących do wdrożenia mechanizmów, o których pan mówi?
— Uczestniczymy w spotkaniach, namawiamy, przekonujemy. Determinacji nam nie brakuje. Byliśmy między innymi na spotkaniach w Bartoszycach i Jezioranach z byłym już ministrem rolnictwa Krzysztofem Jurgielem. Przekazaliśmy mu swoje przemyślenia.
W spotkaniach uczestniczyli też szefowie jednostek wspierających rolnictwo i ci ludzie nie mogą już powiedzieć, że nie znają tematu. Zresztą budowanie rodzimych źródeł białka to nie tylko nasz, polski pomysł.
Ta idea rozwijana jest przede wszystkim w Niemczech. Tam uniezależnienie od zewnętrznych źródeł białka roślinnego jest na poziomie 50 procent. U nas tylko 20 procent, czyli aż 80 mamy ze źródeł zewnętrznych.
Staramy się iść w kierunku zwiększenia rodzimej produkcji, mamy opracowane mechanizmy, lecz trzeba je wdrażać i jest tu potrzebny ruch strony rządowej. Tym bardziej, że program Prawa i Sprawiedliwości mówił o wspieraniu takich grup jak nasza, grup gospodarki obiegu zamkniętego. Chodzi o to, aby rolnik produkujący białko roślinne mógł dostarczać je rolnikowi produkującemu białko zwierzęce bez udziału pośredników. Wtedy dochody są sprawiedliwie dzielone między jednego i drugiego. W tym oczywiście muszą być mieszalnie pasz. To jest ten trzeci niezbędny element. Nie chcemy po drodze pośredników. W dużej mierze osiągnęliśmy to na lokalnym rynku.
W spotkaniach uczestniczyli też szefowie jednostek wspierających rolnictwo i ci ludzie nie mogą już powiedzieć, że nie znają tematu. Zresztą budowanie rodzimych źródeł białka to nie tylko nasz, polski pomysł.
Ta idea rozwijana jest przede wszystkim w Niemczech. Tam uniezależnienie od zewnętrznych źródeł białka roślinnego jest na poziomie 50 procent. U nas tylko 20 procent, czyli aż 80 mamy ze źródeł zewnętrznych.
Staramy się iść w kierunku zwiększenia rodzimej produkcji, mamy opracowane mechanizmy, lecz trzeba je wdrażać i jest tu potrzebny ruch strony rządowej. Tym bardziej, że program Prawa i Sprawiedliwości mówił o wspieraniu takich grup jak nasza, grup gospodarki obiegu zamkniętego. Chodzi o to, aby rolnik produkujący białko roślinne mógł dostarczać je rolnikowi produkującemu białko zwierzęce bez udziału pośredników. Wtedy dochody są sprawiedliwie dzielone między jednego i drugiego. W tym oczywiście muszą być mieszalnie pasz. To jest ten trzeci niezbędny element. Nie chcemy po drodze pośredników. W dużej mierze osiągnęliśmy to na lokalnym rynku.
— Czego jeszcze domagacie się od strony rządowej?
— Chcemy przywrócenia możliwości stosowania w ramach upraw proekologicznych niektórych środków ochrony roślin, bo jeśli nie uda nam się ochronić rośliny przed insektami i chorobami, to roślina nie przyswoi azotu z atmosfery. Musimy wywołać pewne rynkowe skojarzenie między roślinami potrzebującymi dużej ilości azotu i roślinami, które tego azotu dużo dają. W przypadku rzepaku, czyli rośliny chłonącej azot, po wytłoczeniu z niego oleju mamy odpady w postaci śruty i za ten "odpad" jego dysponent musi zapłacić. Ochrona środowiska po prostu kosztuje. Tu ochroną środowiska jest pozyskanie bioazotu a nie stosowanie azotu mineralnego.
ANDRZEJ GRABOWSKI
ANDRZEJ GRABOWSKI
APELUJEMY DO RZĄDZĄCYCH O:
- wprowadzenie cen oraz skupu interwencyjnego roślin BOBOWATYCH
- ustanowienie branżowej normy jakości w obrocie roślinami bobowatymi
- przywrócenie dopłat za zazielenienie - proekologia wiązania azotu z atmosfery
- dopłata „bioazotowa” (oparta o wskaźnik cen nawozów mineralnych)
- dofinansowanie kosztów szkolenia Strażaków OSP z pierwszej pomocy - bezpieczeństwo prac polowych.
- wprowadzenie cen oraz skupu interwencyjnego roślin BOBOWATYCH
- ustanowienie branżowej normy jakości w obrocie roślinami bobowatymi
- przywrócenie dopłat za zazielenienie - proekologia wiązania azotu z atmosfery
- dopłata „bioazotowa” (oparta o wskaźnik cen nawozów mineralnych)
- dofinansowanie kosztów szkolenia Strażaków OSP z pierwszej pomocy - bezpieczeństwo prac polowych.
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Dodaj komentarz Odśwież
Dodawaj komentarze jako zarejestrowany użytkownik - zaloguj się lub wejdź przez